bunt dwulatka
Buntem dwulatka określa się – w mojej ocenie dość krzywdząco dla owego malucha – okres w rozwoju dziecka przypadający na czas pomiędzy mniej więcej 18 a 30 miesiącem życia. Jest to niezwykle ciekawy okres w rozwoju, który z uwagi na swoje charakterystyczne cechy zyskał tę właśnie nazwę. Jednak chciałabym, aby czytając ten tekst rodzic dwulatka spojrzał na swoje dziecko nieco łagodniej niż na rozwrzeszczanego, roszczeniowego, zbuntowanego młodego człowieka który na wszystko reaguje oporem i złością. Chciałabym, aby przeczytanie tego tekstu pozwoliło rodzicowi na spojrzenie na nasilające się sprzeciwy dziecka, na jego „nie!” i „ja sam/sama” jako szansę na prawidłowy rozwój jego osobowości.
Rodzicom nierzadko zdarza się wyobrażać i w związku z tym traktować swoje dzieci jako osoby dorosłe. Gdy pytam ich czasem o to, do czego zmierzają ich wysiłki wychowawcze, co swoimi działaniami chcieliby osiągnąć - zwykle odpowiadają mi, że chcieliby aby ich dzieci były w przyszłości szczęśliwe. Takie cechy jak niezależność, samodzielność, umiejętność samostanowienia o sobie i obrony własnego dobra, prawdomówność, szczerość i zdolność do budowania satysfakcjonujących związków z innymi ludźmi to tylko niektóre z opisów i cech, które wydają się im ważne i istotne. Skoro tak właśnie jest, to dlaczego okres w którym dziecko rozpoczyna drogę i naukę samodzielności nazywamy buntem? I to buntem, który najlepiej byłoby „stłumić w zarodku”? W jaki sposób z wycofanego, zawsze posłusznego, spolegliwego, zalęknionego dziecka ma wyrosnąć wyżej opisany dorosły?
Jeśli spojrzymy na nasze około 2 letnie dziecko, to widzimy małego człowieka który od momentu gdy opuściliśmy z nim oddział położniczy zmienił się nie do poznania. Choć czasami tęsknimy za czasem gdy nasze dziecko „tylko spało i jadło”, grzecznie leżało w wózeczku, to jednocześnie bardzo cieszą nas jego osiągnięcia. Lubimy patrzeć jak sprawnie chodzi, biega, pokonuje przeszkody. Wsłuchujemy się z uwagą w każde wypowiedziane po raz pierwszy słowo. Obserwujemy nieustającą zabawę dziecka od świtu do wieczora i wszystko to, czego uczy się przy okazji badania otaczającego je świata. Dziecko potrafi już coraz więcej i powoli w zapomnienie odchodzi czas, gdy nasza rodzicielska rola koncentrowała się głównie na opiece. Coraz częściej znajdujemy się w sytuacjach gdy trzeba sięgać po cierpliwość, umiejętność rozumienia i reagowania na uczucia dziecka, akceptację emocji i zachowań dziecka, z których nie zawsze jesteśmy dumni.
Dwuletnie dziecko wiele się już nauczyło i postanawia rodzicom to pokazać. Przy każdej nadarzającej się okazji – gdy je karmimy, kąpiemy, przebieramy czy zabieramy na spacer, chce udowodnić, że wszystko potrafi już zrobić samo! Oczywiście możemy nadal dziecko wyręczać, ponieważ mamy nad nim przewagę fizyczną. Możemy nakarmić tak, żeby w mieszkaniu nadal było czysto, a ubranie pozostało niepoplamione. Możemy ubrać szybko i sprawnie bez czekania na odróżnienie rękawa od nogawki czy ewentualne korekty pomyłek w tym zakresie. Możemy znieść po schodach zamiast dreptać w miejscu i asekurować przy upadkach. To wiele nam ułatwia – zwłaszcza gdy o poranku śpieszymy się do pracy. Oczywiście możemy, ale… nam się to nie opłaci. Dziecko się buntuje, krzyczy, wprost wyraża swoje niezadowolenie, płacze, gryzie, odwraca głowę, ucieka. Chce zrobić to wszystko samodzielnie. Chce też, aby rodzice zauważyli i docenili jego wysiłek. Kiedyś musi się tego wszystkiego nauczyć, a to jest z perspektywy rozwojowej najlepszy moment – im szybciej rozpocznie ćwiczenia tym lepiej - „trening czyni mistrza”. Jeśli spojrzymy z dłuższej i szerszej perspektywy czasu, hamując rozwój samodzielności dziecka robimy i jemu i sobie krzywdę.
„Zbuntowany dwulatek” chce wszystkiego dotknąć, spróbować. Pisząc „wszystkiego” mam na myśli dosłownie wszystko – zabawki w hipermarkecie, zwierzęta w parku, kosza na śmieci, dżdżownicy i niedopałki na chodniku. Im nasza reakcja sprzeciwu będzie bardziej gwałtowna i wyrazista – tym przedmiot stanie się dla dziecka bardziej pożądany. Reakcje dziecka na zakazy bywają zaskakujące zarówno dla rodziców jak i przypadkowych świadków – dzieci krzyczą, piszczą, rzucają się po podłodze, próbują uderzyć rodzica. Wszystko to z powodu frustracji z którą nie potrafią sobie jeszcze poradzić. Właśnie się tego uczą i od naszej reakcji zależy co wyniosą z tej lekcji. Jeśli zrobią awanturę i w jej efekcie dostaną to czego chcą „dla świętego spokoju” będą to zachowanie powtarzać. Jeśli my sami zareagujemy jak dziecko – złością, frustracją, agresją - ponieważ nie poradzimy sobie z własnymi emocjami i na przykład zakażemy dziecku absolutnie wszystkiego co lubi, będzie ono jeszcze bardziej zdezorientowane i niczego się nie nauczy. Proponuję więc opisywanie i tłumaczenie tego co się dzieje – tego co prawdopodobnie czuje dziecko. Warto próbować zachować spokój ponieważ im dziecko gorzej się zachowuje tym bardziej nas potrzebuje.
Zdarza się, że dziecko w złości niszczy coś co dla niego jest ważne – porozdziera czy zamaluje bajeczkę, zniszczy budowlę z klocków, poszarpie rysunek. Zwykle złość ustępuje wkrótce miejsca rozpaczy. Dziecko poszukuje pomocy, aby ktoś naprawił to co samo zniszczyło. Nie rozumie jeszcze nieodwracalności pewnych zdarzeń. Warto otoczyć je wtedy opieką i wsparciem i wykorzystać sytuację jako przestrzeń do nauki - nie krytykować, nie oceniać, nie obwiniać, nie karać za to i nie straszyć.
Nie chciałabym, aby czytając ten tekst rodzic pomyślał, że dziecku nie należy ograniczać możliwości uczenia się na własnych błędach. Forma eksploracji otoczenia jak wkładanie nożyczek do kontaktu czy wysypywanie zawartości kosza na śmieci na głowę wymaga stanowczej interwencji. Ogromną wartość ma stawianie dziecku granic, uczucie frustracji czy niezadowolenia malucha, które także jakoś rodzic przyjmuje sprzyja rozwojowi. Dawanie dziecku poczucia wolności nie może pozbawiać go opieki kogoś, kto jest w stanie przewidzieć skutki jego działań, ponieważ ono tego jeszcze nie potrafi.
Dzieci, zwłaszcza małe, uwielbiają rytuały. Lubią kiedy rzeczywistość jest choć trochę przewidywalna. Dzieci szybko się uczą że po kąpieli idą spać, a ubieranie butów oznacza wyjście na spacer. Powtarzalność daje też poczucie bezpieczeństwa. Ale nie możemy oczekiwać od dzieci w tym wieku że będą wiedziały, że jest już czas na kąpiel czy kolację i ochoczo przerwą zabawę aby wykonać obowiązki. Proponuję na to miejsce „płynne przejścia”. Skoro wchodzenie i schodzenie po schodach czy ubieranie butów może być fascynującą przygodą, to również jedzenie czy kąpiel można próbować tak zorganizować, żeby dziecko nie miało poczucia że jest odrywane od zabawy na rzecz czegoś bardzo ważnego i jednocześnie przykrego. Być może dzięki wykorzystaniu elementów zabawy będzie łatwiej. Należy też pamiętać, że im bardziej zmęczone dziecko tym mniej frustracji zniesie.
Czas w rozwoju dziecka do trzeciego roku życia to intensywny czas budowania więzi z rodzicami/opiekunami. Dobrze, aby dziecko nauczyło się, że można im ufać, że mieszczą w robię różne jego stany. Są tymi „dobrymi dorosłymi” do których można zwrócić się z problemem i nie zostanie się odrzuconym, ocenionym, skrytykowanym za błędy. To czas na budowanie poczucia bezpieczeństwa i stawianie granic, które z czasem będą się poszerzać dając dziecku coraz większą wolność. Zarówno nadmierna kontrola w tym okresie jak i wyjątkowa pobłażliwość może w konsekwencji prowadzić do kłopotów emocjonalnych dziecka, nieadekwatnego poczucia własnej wartości, braku pewności siebie, ulegania presji otoczenia itp.
Wszystkich rodziców, których cierpliwość powoli się kończy :) chciałabym nieco pocieszyć i przypomnieć, że „bunt dwulatka” jest normalnym okresem w rozwoju dziecka i jak każdy inny - okresem przejściowym. Złość i histeria dwulatka nie są wynikiem jego „złego wychowania”, ale wieku, zaś ataki złości nie są skierowane przeciwko Wam, tylko przeciwko własnym niepowodzeniom, frustracji i emocjom, których do końca nie rozumie.
Buntując się wasze dziecko robi coś bardzo ważnego dla siebie na przyszłość – buduje własną autonomię.